Rząd w Niemczech dyskutuje o reformie unijnej dyrektywy dot. łańcucha dostaw
#koalicjaCDU/CSU-SPD #łańcuchydostaw #UE #gospodarka #regulacjeunijne
Na początku maja br. kanclerz Friedrich Merz podczas wizyty w Brukseli wezwał do zniesienia kontrowersyjnej dyrektywy Unii Europejskiej w sprawie łańcucha dostaw. Przepisy miały zobowiązywać firmy do monitorowania partnerów biznesowych, w tym dostawców, oraz do przestrzegania standardów środowiskowych i pracowniczych. Zdaniem Merza cele te nie są realizowane, a sama dyrektywa generuje nadmierną biurokrację. Coraz więcej przedsiębiorstw skarży się na dodatkowe obciążenia administracyjne, które ograniczają ich konkurencyjność.
Do krytyki dyrektywy przyłączył się prezydent Francji Emmanuel Macron. Obaj przywódcy zaproponowali złagodzenie przepisów, m.in. podniesienie progu ich stosowania do firm zatrudniających co najmniej 5 tys. pracowników i osiągających obroty netto powyżej 1,5 mld euro. W czerwcu br. państwa UE w szybkim tempie uzgodniły mocno złagodzoną wersję regulacji, co komentatorzy określali jako możliwy początek ożywionego sojuszu francusko-niemieckiego w UE.
Sprzeciw wobec całkowitego zniesienia dyrektywy pojawił się w niemieckim rządzie. Wicekanclerz i minister finansów Lars Klingbeil z SPD opowiada się za reformą, a nie likwidacją przepisów. Ministerstwo Pracy, kierowane przez Bärbel Bas, również z SPD, popiera kompromis Komisji Europejskiej, zakładający wprawdzie późniejsze wejście w życie regulacji, ale utrzymujący dotychczasowe progi (3 tys. pracowników od 2028 r., 1 tys. od 2029 r.). SPD podkreśla, że umowa koalicyjna zobowiązuje rząd do wdrożenia dyrektywy przy minimalizacji biurokracji.
Na forum UE problem nabrał nowego wymiaru. Polska, sprawując prezydencję w Radzie Unii Europejskiej, zwróciła się do państw członkowskich o zajęcie stanowiska w sprawie rozpoczęcia negocjacji z Parlamentem Europejskim. Niemiecki przedstawiciel nie zabrał głosu, co zostało odczytane jako zgoda. W Niemczech wywołało to debatę: po pierwsze, Polska, dzięki milczącej aprobacie Berlina, uzyskała mandat negocjacyjny do dalszych prac nad reformą; po drugie, powróciły obawy przed „German vote”, znanym z czasów kanclerza Olafa Scholza, gdy rozbieżne stanowiska ministerstw uniemożliwiały ustalenie jasnej linii rządu.
Negocjacje nad dyrektywą będą kontynuowane w procedurze trójstronnej z udziałem Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Rady UE, a Niemcy zajmą stanowisko dopiero podczas głosowania w Radzie UE. (R. Szymanowski)